Czuję się jak "Król Popiel", tylko że zagrożony zjedzeniem ogrodu przez nornice i karczowniki. Stosuję wszystkie znane i zalecane metody lecz bez skutku. Ogród staje się grzęzawiskiem przez mnogość korytarzy. Rośliny (drzewka, krzewy i reszta) są podgryzane i marnieją w oczach. Działka ogrodzona barierą z czosnku, czosnku niedźwiedziego, wrotycza i aksamitki. Odstraszacze akustyczne co 3 m, polewanie wszelkimi gnojówkami, wywarami i roztworem z petów co tydzień, wkładanie w korytarze sierści, czosnku, czarnego bzu, tui i trutki (zużyłem już 5 kg od jesieni), świece dymne, karbid. Co jeszcze mogę zrobić aby ich się pozbyć ? Teraz na dodatek czeka mnie inwazja ślimaków (dwa razy dziennie odławiałem ok. 500 szt). Zachciało mi się na emeryturze przydomowego ogrodu i od siedmiu lat toczymy razem z żoną wojnę z intruzami i chorobami roślin. Co robić aby ta praca przynosiła radość a nie uczucie porażki ?